Jakiś czas temu, szukając filmu dla wieczornego relaksu, natknęłam się na amerykańską produkcję z 2011 roku z Bradem Pittem w roli głównej. Choć tematyka w recenzjach przedstawiana jako “historia managera klubu baseballowego Oakland Athletics Billy’ego Beane’a” nie zachęcała do poświęcania filmowi większej uwagi, to jednak liczba zebranych nagród oraz zaskakująco wysoka ocena na serwisie Filmweb przekonała mnie, aby dać produkcji szansę.
Ku mojemu zaskoczeniu, film okazał się źródłem wielu refleksji i to – co najważniejsze – wybitnie dalekich od tematyki sportu czy baseballu. Dla mnie Moneyball to metafora i naoczny przykład procesu związanego z budową i rozwojem produktu. I choć w filmie “produktem” jest drużyna sportowa nakierowana na zwycięstwa podczas rozgrywek baseballowych, to równie dobrze można by było tam wstawić jakikolwiek inny produkt – czy to fizyczny, czy cyfrowy, a historia nadal będzie wiarygodna i pouczająca.
Czego zatem możemy nauczyć się o pracy nad produktem, oglądając Moneyball? Zapraszam do lektury! 🙂
Spoiler alert: jeśli filmu jeszcze nie widziałeś/widziałaś, dalszą część artykułu czytasz na własną odpowiedzialność 😉 Albo… odpal serwis VOD, znajdź Moneyball, a po obejrzeniu wróć do tego artykułu i pogadajmy. Wierzę, że film także dla Ciebie będzie wykopaliskiem znaczeń i myśli, które zechcesz zderzyć z produktową społecznością! 🙂
Unfair Advantage to nie to samo, co Unique Value Proposition
Gdy w grę wchodzą wartości, które można skopiować lub przechwycić, rywalizacja staje się wybitnie zażarta. Nie ma przebacz. Nie oszukuj się, że Twoja Unique Value Proposition jest taka “Unique” i jest na wyłączność. Moneyball jasno pokazuje, że jeśli całą przewagę budujesz na jednym zawodniku, który ma przecież swoje priorytety, rodzinę, życie poza pracą, niech nie zdziwi Cię, jeśli któregoś dnia swoją przewagę stracisz. Nic nie zmieni rzewny płacz nad stratą, odwoływanie się do lojalności czy pomstowanie na zarząd, który nie chce przelicytować atrakcyjnej oferty konkurenta. Takie rzeczy dzieją się i dziać się będą. W historii drużyny Oakland Athletics utratą UVP drużyny było podkupienie przez konkurenta kluczowych jej zawodników.
W Twoim produkcie nie muszą to być kluczowi pracownicy – może to być funkcjonalność, na którą stawiasz wszystkie karty i ogłaszasz ją swoim UVP. Szkoda tylko, że część funkcjonalności czy pomysłów biznesowych można łatwo skopiować. Zwłaszcza, gdy ma się pieniądze i zaplecze technologiczne. Przykład? BeReal, którego pomysł biznesowy w mgnieniu oka sklonowali najwięksi społecznościowi giganci (m.in. TikTok).
Stało się? Cóż… Pora rozejrzeć się za rozwiązaniami, bo utracona wartość z czasem powodować będzie coraz większą wyrwę w ziemi i jeśli szybko nie zadziałasz, Twoi klienci szybko odwrócą się do Ciebie plecami. Moje doświadczenie pokazuje, że warto się rozejrzeć mocniej. Być może dysponujesz Unfair Advantage, której przechwycenie lub powielenie wcale nie jest takie łatwe?
Td;lr
Jeśli rywalizujesz na rynku samym produktem, w każdej chwili konkurencja może podkopać Twoją pozycję. Zwłaszcza konkurencja o zasobniejszym portfelu. Szukaj szeroko, dostarczaj wartość, buduj relacje.
Ograniczony budżet nie zawsze oznacza koniec gry
Gdy Billy Beane traci najsilniejszych zawodników, jego pierwszą reakcją jest próba przekonania “góry” do wydania większego budżetu na pozyskanie alternatywnych gwiazd. Choć to zupełnie logiczny i przez to najłatwiejszy sposób myślenia, to przy rozwoju produktu nie zawsze warto iść na skróty. Bo czym jest sięganie coraz głębiej do worka z pieniędzmi? Najłatwiejszym z rozwiązań. Na nasze – jako widzów – szczęście manager Oakland Athletics nie może sięgnąć do tego źródełka, bo najzwyczajniej w świecie…ono wyschło. Trzeba zatem poszukać gdzie indziej.
Nietrudno znaleźć na rynku podobne analogie. Klient chce zrezygnować z subskrypcji? Marka kusi gratisem lub rabatem na najbliższy miesiąc. Czy to buduje lojalność? Czy to sprawi, że za chwilę klient znów nie zapragnie odejść? Chwyty dotykające finansów często się sprawdzają, ale na dłuższą metę nie zastąpią realnej wartości. Nie budują też lojalności, a ta nie zawsze musi być okupiona wielkimi budżetami.
Td;lr
Klienci uciekają, a Tobie kończy się budżet na fajerwerki dla nich? Nie zawsze więcej znaczy lepiej. Czasem zaspokojenie potrzeb konsumentów nie musi wiązać się z koniecznością budowy nowych funkcjonalności.
Bywa, że wystarczy zmienić myślenie – nie robić więcej, ale inaczej. Zamiast uruchamiać kolejne akcje promocyjne lub dodawać nowe funkcjonalności, poszukaj rozwiązań, które np. zmniejszą wątpliwości towarzyszące użytkownikom przy wyborze Twojego produktu lub pokażą przykładowe jego zastosowania dla różnych okoliczności i potrzeb.
Poznaj potęgę danych i ich analizy
W Moneyball skauci wybierając zawodników, dokonują analiz, wnioski poddają dyskusji, szukają najlepszych rozwiązań. Niestety ich proces analityczny kuleje pod wieloma względami. Istotność danych, błędy poznawcze, uprzedzenia zamiast rzeczowej analizy, pochopne wnioski, efekt “cherry picking”. Można długo wymieniać…
W pracy z produktem bywa podobnie. Podstawa to świadomość, że samo zbieranie danych nie wystarcza. Niestety jednak nawet analiza danych bywa złudna… Zwłaszcza, gdy zabierają się za nią niewłaściwi ludzie.
Td;lr
Analiza danych a intuicja – co jest czym? Bądź uczciwy wobec siebie i nie oszukuj się, że “analizujesz i wiesz”… jeśli tylko “przeglądasz i oceniasz”. Wierzysz intuicji? Doskonale! Ale pamiętaj o badaniach i tym, co możesz osiągnąć dzięki twardej analizie danych.
Zarządzanie produktem to gra zespołowa. Nie zdziw się, jeśli przyjaciele staną się wrogami
Ludzie nie lubią zmian. Zazwyczaj cenią status quo, zwłaszcza, jeśli dotychczasowy schemat działania zdawał egzamin (nawet, jeśli nie robił tego zawsze). Bywa, że trudno przekonać do swoich racji, gdy są one oparte o zupełnie odmienny system wnioskowania niż dotychczasowy. Bywa, że borykamy się z brakiem otwartości i zaufania, bywa, że wszyscy wokół oceniają… nie zastanawiając się głębiej nad naszym pomysłem i nad jego przesłankami. Znasz to doświadczenie?
Manager Oakland Athletics szybko staje się czarną owcą. Jego pomysł jest powszechnie oceniany i krytykowany przez drużynę, komentatorów czy znawców sportu. W całej tej układance zapomina się o tym, że w tym procesie każdy ma swoją rolę. Bo sukces jest dziełem nie tylko tych, którzy na publicznych oczach wylewają pot i łzy. Nie tylko tych, którzy są twarzą drużyny, trenują ją i przygotowują, aby jak najlepiej wykonała swoją robotę. Sukces zaczyna się dużo wcześniej, głębiej. Tam, gdzie w ciasnych pomieszczeniach, analizując tabele, liczby, dane, tworzy się strategia, opracowuje się plan, rozważane jest to, co na pierwszy rzut oka nielogiczne, ale stosowane konsekwentnie, może okazać się przewagą konkurencyjną.
W praktyce produktowej niejednokrotnie przekonałam się, że każdy element jest ważny. Nie wystarczy robić rzeczy. Trzeba jeszcze robić je dobrze. Dlatego tak ważna jest wspólna wizja. Tak istotna komunikacja i szanowanie roli członków zespołu. Tu każda cegiełka jest istotna i szkoda marnować energię na walkę między sobą, skoro można ją spożytkować na wspólne dążenie do celu.
Td;lr
Łatwo krytykować i się oburzać. Łatwo szukać czarnych owiec. Jednak budowa produktu to gra zespołowa i każdy kawałek tej układanki ma swoją rolę. Nawet jeśli niektóre kawałki bywają ukryte dla świata z zewnątrz, kluczowe jest, aby drużyna produktowa wiedziała, rozumiała i sobie ufała. To daje siłę, konsekwencję i zwiększa szanse.
Wytrwałość, zwinność, walidacja
Historia Billy’ego Beane’a pokazuje, że czasem najtwardszymi przeciwnikami są ludzie z zespolu. Co wtedy? Manager Oakland Athletics sięga po odważny ruch. Skoro trener kurczowo trzyma się swoich praktyk i pozostaje zamknięty na taktyki, proponowane przez managera… manager zwalnia najsilniejszego zawodnika – oczko w głowie trenera. Odważne? A jakże! Ryzykowne? Owszem. Ale jak pokazała historia – skuteczne.
Co z tego wynika? Dla mnie to pytanie: czy warto przywiązywać się do elementów Twojego produktu? Możliwe, że alternatywne rozwiązanie, wbrew logice, da lepszy efekt. Nadrzędna wydaje mi się kwestia strategii i podążania wg wytyczonego przez nią kursu. Narzędzia będą się zmieniać, ale to naturalne w dynamicznym środowisku.
Td;lr
Usilne przywiązanie bywa zgubne. Jeśli tylko zachowujesz kurs, jaki wytacza Ci obrana strategia – ciągle pozostajesz w grze, dysponujesz tylko innymi narzędziami. Nie bój się tego. Chyba, że nie ufasz własnej strategii 😉
Co z tym romantyzmem?
Determinacja i poświęcenie. Gdy tak szlachetne hasła zestawimy z bezduszną statystyką, analizą matematyczną i obliczeniami komputera, całość zaczyna zgrzytać. Czy to znaczy, że sukces produktu to czysta matematyka? Różne historie wskazywać będą różne odpowiedzi, choć przypadek drużyny Oakland Athletics nie pozostawia dużego pola do dyskusji.
Bezsprzeczny sukces analizy statystycznej w sporcie i w podejściu managera drużyny Oakland nie zmienia faktu, że Billy Beane, poproszony o powielenie swojej strategii w kolejnych drużynach, odmawia. Czyżby nie wierzył w swój patent? Nie do końca…
Teraz zerknijmy na produkt. Czy jeśli praca nad produktem sprowadzi się wyłącznie do poprawiania metryk, nie zabrniemy w ślepy zaułek? Czy wystarczą rosnące wskaźniki? Biznesowo wszystko wygląda pięknie. A co z zespołem? Poczuciem sensu? Satysfakcją z tego, że robisz coś dobrze, Twój produkt pomaga ludziom lub buduje najlepsze doświadczenia? Pójdźmy jeszcze dalej: ślepe dążenie do poprawy metryk rodzi według mnie zagrożenie. Bywa, że metryki interpretujemy wybiórczo. Co z tego, że zwiększymy retencję, skoro w dłuższej perspektywie użytkownicy “zatrzymani na siłę” staną się zagorzałymi przeciwnikami marki, zaczną ją oczerniać i wpłyną na negatywny PR?
Metryki – owszem, ale liczy się również całość doświadczeń, a na ich pomiar ciągle dysponujemy ograniczonym i niedoskonałym portfolio narzędzi.
Td;lr
Choć w budowie i rozwoju produktu liczby są szalenie ważne, warto mieć z tyłu głowy również coś więcej. To czy nasz produkt jest etyczny, czy wnosimy do świata coś ważnego i potrzebnego, czy dostarczamy wartość. Czy ulepszając na poziomie operacyjnym, nie demolujemy fundamentów lub całościowego doświadczenia.
Zamiast podsumowania
Moneyball to dla mnie początek dyskusji. Nuta, której zagranie powinno ciągnąć za sobą gamę kolejnych dźwięków. Film pokazuje sukces, choć nie koloryzuje rzeczywistości. Mamy tam kilka porażek czy przykładów zachowań dalekich od idealnych. Mamy też zderzenie światów, ścieranie autorytetów. Jak w prawdziwym życiu. Jak w pracy nad produktem.
Wychodzę z tego seansu bogatsza o te kilka refleksji. I z jedną, wyraźną myślą:
gdy przewodzisz produktowi, bezcenne są Twoja wiara w jego wartość, ale też siła, z jaką walczysz o to, by ta wartość doprowadziła do celu, który produktowi i Twojemu zespołowi przyświeca.