Po czym poznać, że wjeżdżasz właśnie pociągiem do Polski? Na granicy łapiesz 2 godz. opóźnienia 😉 Wracam właśnie z berlińskiego ProductCamp 2018. PKP zadbało więc bym miał odpowiednią ilość czasu na podsumowanie swoich konferencyjnych wrażeń. Czy warto było odwiedzić Berlin?
ProductCamp to organizowane na całym świecie spotkania produktowców w formie tzw. barcampów. Oznacza to, że wszyscy uczestnicy wydarzenia nie są tylko biernymi słuchaczami, ale aktywnymi twórcami konferencji. Na Barcampach nie znajdziesz typowej agendy. Każdy z uczestników może po prostu zgłosić swój temat i przeprowadzić prezentację, warsztaty, dyskusję, moderację.
ProductCamp Berlin odbywał się 22 września. Składał się z konferencji oraz after party. Na Campa wybrałem się razem z Jakubem Uniejewskim, którego znacie z naszego podcastu ProductVision.
Planowanie agendy
Poza standardowym przywitaniem uczestników i podziękowaniu sponsorom, na starcie ProductCampów odbywa się planowanie agendy konferencji. Jak to wygląda w praktyce?
Agenda w Berlinie podzielona jest na kilka timeboxów (po 45 min każdy) w których odbywają się prezentacje w różnych salach. Każdy chętny uczestnik konferencji mógł przez 30 sek. zachęcić do wzięcia udziału w swoim wystąpieniu. W tym czasie pozostali uczestnicy przez podniesienie ręki wyrażali zainteresowanie prezentacją.
Takie podejście do układania agendy pozwalało zweryfikować zainteresowanie prezentacjami, odrzucić te nie cieszące się zainteresowaniem oraz dopasować odpowiedni timebox i wielkość sali dla prelegenta.
Całość robi wspaniałe wrażenie. Prosty, samoorganizujący się proces, który pozwala dynamicznie zorganizować sporą konferencję. Widać było, że do poprowadzenia dyskusji i warsztatów zgłaszały się także osoby, które pierwotnie nie przyszły z takim pomysłem na konferencje. Czuć było ducha prawdziwego barcampu 🙂
Organizacja z 2 bonusami
ProductCamp Berlin prowadzony był w całości po angielsku. Zorganizowany został w… starej szkole w centrum Berlina. Miejsce nie było złe, ale jednak jakość pomieszczeń pozostawiała wiele do życzenia. Z drugiej strony, jest to jednak ścisłe centrum, z którego wszędzie jest blisko i jest świetnie skomunikowane. Przy takiej cenie biletu (20 euro), pewnie ciężko byłoby znaleźć lepszą miejscówkę.
Generalnie sprawy organizacyjne oceniam dobrze – łatwo było odnaleźć salę, ograniczenia czasowe były przestrzegane, posiłki bardzo smaczne (śniadanie i lunch). Jak to na konferencjach, bardzo słabo działało wi-fi.
Były jednak 2 rzeczy, które ujęły mnie szczególnie. Po pierwsze troska o środowisko. Organizatorzy biorą sobie do serca feedback uczestników z poprzednich edycji, którzy zwracali na to uwagę. W tym roku produkcja śmieci i wykorzystanie jednorazowego plastiku ograniczone było do minimum. Nawet identyfikatory mogliśmy spokojnie zwrócić, by mogły zostać wykorzystane podczas przyszłej edycji. Brawo.
Po drugie, wszystkie pieniądze pochodzące od sponsorów i biletów zostały przeznaczone na pokrycie kosztów konferencji, a to co pozostało na cele charytatywne (na koniec barcampu uczestnicy wybierali organizacje non-profit). Organizatorzy nie zarabiają na konferencji. Jest to świetne odzwierciedlenie idei barcampów.
Merytoryka
Poziom merytoryczny wybranych przeze mnie wystąpień był, jak to na dużej konferencji, na różnym poziomie. Ogólna ocena wypada jednak na pewno pozytywnie.
Przede wszystkim była to prawdziwie produktowa konferencja. Dużo rozmawialiśmy o strategii, biznesie, pricingu, zarządzaniu, trendach na poszczególnych rynkach. Czyli coś co dotyczy realnie product managerów. Wydaje się to z jednej strony oczywiste. Helloł… w końcu to konferencja o product managemencie! Z drugiej jednak strony bardzo często spotykam konferencje produktowe które zamykają się w tematach UXowych i agileowych. A to jest przecież tylko mały wycinek tworzenia świetnych produktów.
Bardzo ciekawe były tematy stricte biznesowe, np. „Jak ma się teoria gier do product managementu?” albo „Ekonomiczne podstawy i modele ustalania pricingu”. Ok, nie weźmiesz takiej wiedzy i nie zastosujesz sobie od razu w życiu swojego zespołu. Otwierają one jednak mocno oczy i powodują, że po wyjściu z takiej prezentacji natychmiast otwierasz google i zaczynasz szukać dodatkowych źródeł informacji.
Nie będę wchodzić w szczegóły poszczególnych prezentacji, bo… nagraliśmy z kilkoma uczestnikami podcast podsumowujący konferencję ;). Zapraszam do posłuchania.
W obszarze merytoryki ważny też jest temat prezentacji sprzedażowych robionych przez sponsorów konferencji, a dokładniej… ich braku na ProductCamp Berlin. Ja się z takimi nie spotkałem, żaden z uczestników też mi o takich nie wspominał. Coś co jest zmorą wielu konferencji, tu nie miała miejsca. Sponsorzy zostali odpowiednio docenieni i wyróżnieni, nie miało to jednak wpływu na przekaz merytoryczny. I za to dla organizatorów wielkie HIGH FIVE!
Czy warto pojechać na ProductCamp Berlin?
Gdy mówiłem uczestnikom konferencji, że przyjechałem do Berlina z Gdańska wielu było bardzo zdziwionych. Jak to? Na takiej w sumie dość lokalne, jednodniowe wydarzenie jechać tyle kilometrów?
Byłem na wielu polskich konferencjach produktowych. Dopiero jednak w Berlinie poczułem, że jest to konferencja robiona rzeczywiście dla product managerów o product managemencie. Tutaj ludzie, którzy realnie tworzyli międzynarodowe produkty, odnosili spektakularne sukcesy i porażki, dzielili się po prostu swoimi doświadczeniami i wiedzą. Wszystko to działo się w bardzo naturalny i barcampowy sposoby. Były oczywiście lepsze i gorsze prezentacje. Zaletą barcampu jest jednak to, że jeśli Ci się nie podoba – po prostu zmieniasz salę.
Czy więc warto? Warto! Jak się okazało, w Berlinie działa naprawdę ciekawa i dojrzała produktowa scena. Jest to świetna okazja by poznać nowe trendy, nowych ludzi (jak się okazało także z Polski ;)) i być po prostu lepszym product managerem. Do zobaczenia za rok!